– Jest ciężko. – powiedziała, opadła na sofę i westchnęła.
– Chcesz herbaty? – zapytałam.
– Taaaak.. – mruknęła i sięgnęła po koc.
Kiedy weszłam po chwili z kubkami w rękach, siedziała opatulona w koc, z głową opartą na poduszkach.
– Wymościłaś sobie gniazdko? – zapytałam z lekkim uśmiechem.
Od-uśmiechnęła się niewyraźnie i znowu westchnęła.
Patrzyłam na nią chwilę w milczeniu. Jej drobna postać zniknęła pod kocem, wydawała się bardzo krucha.
– Tyle już o sobie wiem… czasem myślę, że lepiej byłoby nie wiedzieć.. zanurzyć się w te wszystkie fałsze i obrony i dotrwać jakoś do końca..
..”o, niedobrze..” – pomyślałam.
– Kiedy do ciebie przyszłam, myślałam sobie – „idę na całość, nie mam nic do stracenia.. w końcu nie mam już tak wiele czasu przed sobą więc zrobię co się da.. rzutem na taśmę.” – mówiła szybko, prawie na bezdechu – I gdzie teraz jestem? Nie mam na kogo zwalić winy za moje problemy, bo wiem, że sama je sobie wybrałam..
– Co u syna? – zapytałam, bo wiedziałam już, co wywołuje u niej taki nastrój.
Podniosła głowę i rzuciła mi szybkie spojrzenie.
– To samo. Co ma być? – mruknęła niechętnie. – Co może się u niego zmienić?
Zamilkła. W ciszy dryfowały słowa wypowiedziane już wiele razy – że czuje się bezradna, winna, zrozpaczona; że robi co może, żeby pozwolić mu żyć i cierpieć, bo jest dorosły i wściekły na nią więc nie przyjmie od niej niczego, ani pomocy ani miłości… słowa, słowa…
– Nic się nie zmieniło. Nadal jestem złą matką. – powiedziała.
Po chwili dodała – Różnica polega na tym, że teraz o tym wiem a wcześniej nie wiedziałam.
Znam już dobrze jej historię – urodziła dziecko jak była bardzo młoda, nie była na nie gotowa. Więc nie umiała przyjąć swojego syna z sercem, zamiast miłości przekazała mu lęk. Teraz jej syn, jako dorosły mężczyzna walczy z tym, co od niej dostał a lęk pokonuje go co dnia. Nie lubi swojej matki i wciąż rozpaczliwie woła o jej miłość. A kiedy ona stała się w końcu gotowa żeby go kochać, on nie umie tego przyjąć. Nie umie rozpoznać kochania, bo nie poznał go jak był dzieckiem.
Teraz stoją naprzeciwko siebie z bezradnie opuszczonymi ramionami. Ona pełna miłości, smutku i winy – on samotny i pełen pretensji.
Siedziałyśmy w ciszy, bo słowa przestały być potrzebne. Za oknem wiatr szarpał powietrzem, stalowe niebo przycisnęło dachy domów do ziemi.
– Okropna pogoda.. – powiedziała patrząc w okno. Sięgnęła po kubek, napiła się.
– Dobrze, że już niedługo wiosna – szepnęła po chwili.
No Comments