U mnie kanie wędrują po lesie i wyskakują zza każdego krzaka. Sobie chodzę rano, boso po mchu, między drzewami, wzdłuż pól. Chodzę i nie mogę się tym kaniom oprzeć. Lubię kotlety „schabowe” z kani ale dziś się porwałam na kaniowe „flaczki”. Były smaczne więc się dzielę 🙂 PS. Uwielbiam zapach świeżych kani – pachną świeżym chlebem. Kto to zrozumie?
Sł – dusimy jedną dużą cebulę na oleju rzepakowym, dodajemy 2 marchewki i jedną pietruszkę startą na dużych oczkach tarki
O – białą część pora pokrojoną w plastry, 3 ziarna ziela angielskiego, 2 liście laurowe, sporą szczyptę pieprzu
Sn – łyżeczkę soli
K – 1/2 łyżeczki estragonu
G – 1/2 łyżeczki tymianku
dusimy chwilę i w tym czasie zajmujemy się kaniami: kroimy je w paski w poprzek blaszek, wrzucamy na patelnię i smażymy do miękkości na dość konkretnym ogniu, bo mają być przyrumienione. Kani miałam 7 sztuk, bo maleją jak się je smaży. Smażyłam je na oleju rzepakowym z masłem, na patelni lekko pieprzyłam i soliłam.
Jak się kanie smażą, wracamy do warzyw:
Sł – dodajemy trochę oleju rzepakowego
O – cząber i jeszcze trochę pieprzu
Sn – łyżkę bulionu wegetariańskiego w proszku (do kupienia w sklepach ze zdrową żywnością)
K – garść natki pietruszki
G – wrzątku tyle, żeby warzywa były przykryte wodą na ok. 2 cm
Sł – wrzucamy usmażone kanie, próbujemy i robimy jeszcze jeden obieg:
O – odrobinę pieprzu
Sn – troszkę sosu sojowego
K – łyżkę octu jabłkowego bio
G – szczyptę kurkumy
Na koniec posypujemy świeżymi ziołami – ja dałam świeży cząber i estragon, bo je mam:)
Zamiast kani można użyć boczniaków, też będzie dobre.
No Comments