Kiedy coś zgrzyta, zawsze za tym jest lęk.
Za tym zgrzytem.
Jest lęk.
Więc niech będzie.
Nie uciekaj. Zatrzymaj się. Będziesz mogła na niego spojrzeć, kiedy spojrzysz przez serce.
Z pozycji serca lęk jest zrozumiały, oswojony. Nawet jeśli nie znika od razu, to nie wzbudza lęku.
Stań w słońcu i popatrz w cień. Stój tyle czasu, ile potrzeba. W końcu cień rozpłynie się w świetle. Stój spokojnie. Stój po prostu. Bądź staniem.
Nie myśl. Nie czuj. Nie dotykaj. Stój.
Stój dotąd, dokąd lęk nie poczuje się dostrzeżony. Kiedy uwierzy, że go widzisz, rozpłynie się bezszelestnie. Nie zawsze wiesz, czego ten lęk dotyczył. Jego źródło nie jest najważniejsze w waszym spotkaniu. Lęk potrzebuje twojego cierpliwego trwania obok.
Kiedy umiesz już trwać przy swoim lęku, pojawiają się drogi, które są pozornie nowe.
Twoje nowe drogi prowadzą do starych miejsc. Przyszłe chwile czekają na rozliczenie przeszłości.
Chwila trwa, ty się w niej zanurzasz. Potem idziesz do przodu, żeby czyścić to, co zatrzymane. Kiedy przeszłość narasta w wydarzenie – zatrzymujesz się i patrzysz. Czasem zobaczysz jakąś twarz, usłyszysz konkretne słowa, poczujesz jakąś emocję. Czasem tylko patrzysz. W środku cudownie nieruchoma. Nieruchoma w ciągłym ruchu.
Kiedy złapiesz prawidłowość zdarzeń, nic już tobą nie szarpie. Płyniesz lekko przed siebie, nie pomijając niczego.
Możesz zatrzymać się na iluzji. Widzieć złość albo szaleństwo. Odpowiedzieć złością albo lękiem. Może rozpaczą. Masz cały wachlarz możliwości.
Możesz też zatrzymać się i patrzeć. Patrzeć tak długo aż zobaczysz jak iluzja rozmydla się i spływa, odkrywając czystą istotę istnienia. Zobaczysz wtedy własny uśmiech wynurzający się spoza iluzji. To rzadka, wyjątkowa przyjemność.
No Comments