Biegała boso wokół ogniska. Było upalne południe. Siedziałam na trawie i patrzyłam jak biega. Jedno okrążenie, drugie, trzecie.. „Nienawidzę, nienawidzę..” – syczała przy każdym kroku. Była jak oszalała – czarne, gęste włosy rozwiały się i zaplatały dymem. Twarz zaciśnięta na nienawiści, zawzięta, zrozpaczona, przerażona.
Patrzyłam na nią z ulgą. Wreszcie.
Od trzech lat brnęłyśmy przez jej obszary obronne. Często wystawiała mnie na próbę, jakby chciała, żebym poczuła nienawiść, której zaprzeczała w sobie.
Kilka razy chciałam się poddać.
A teraz siedziałam na trawie i patrzyłam na oszalałą z nienawiści postać. Współczułam jej. Otwierało mi się na nią serce, wreszcie bezpieczne przy jej autentycznym, odważnym doświadczaniu.
Czasem pracuję u siebie w lesie, są tacy, co wolą tutaj – w krzakach, w zieleni, z rozmachem. Stąd ognisko, trawa i jej niepohamowana ekspresja.
Kiedy zobaczyłam, że słabnie, wstałam i otworzyłam ramiona. Przytuliła się do mnie jak mała dziewczynka. Zrobiło się cicho.
Potem leżałyśmy w trawie przy dogasającym ognisku, a ona mówiła jak bardzo chce być dobra.
– Jest we mnie tyle łagodności – westchnęła cichutko – potrzebuję jej. Potrzebuje jej też moja rodzina.
Zamyśliła się na chwilę.
– Muszę przeprosić mojego męża – powiedziała szybko, trochę chyba zaskoczona tym, co mówi – jestem dla niego straszną zołzą.
Spojrzała na mnie jakby mnie pierwszy raz zobaczyła.
– Jestem mu wdzięczna za to, że dużo zarabia i utrzymuje nas na dobrym poziomie materialnym. – usiadła i rozejrzała się wokoło, jakby szukała postaci, której chce to natychmiast powiedzieć – Musi mu być trudno, że nigdy mu tego nie powiedziałam. Że udaję, że nie widzę tego, jak się stara.
Jej oczy stały się łagodne i miękkie. Poczułam do niej dużą sympatię. „Kto by pomyślał..” – uśmiechnęłam się do siebie.
– To nie będzie łatwe – spojrzała na mnie bezradnie – żeby pamiętać o łagodności na co dzień. Ty też musiałaś się tego uczyć?
– Też. Zajęło mi to trochę czasu. I wciąż się zdarza, że o niej zapominam. O łagodności.
Znowu położyła się na trawie. Spojrzała w niebo i rozłożyła ramiona.
Leżałyśmy tak dłuższą chwilę.
Po czym wstała, otrzepała się i powiedziała – Ok. Mogę już wracać.
2 komentarze
Kasia
2 września 2019 at 18:55Bardzo wzruszające.
Iwona
10 września 2019 at 03:32❤️